ZBLIŻA SIĘ URLOP Z PIESKAMI – ostatnie zamówienia na akcesoria spacerowe przyjmujemy do 10.06.’25 (szyjemy do 5 dni roboczych) ♡ | International Shipping Available – Please Send Us An Email

Kasia Dorota – słowiańskie Motanki

Kasia Dorota – słowiańskie Motanki

Zagłębiając się w historie naszej bohaterki, warto podkreślić, jak bliska jej duszy jest twórczość, czerpiąca garściami ze słowiańskiego folkloru.

Projekt Urban Magia, który rozwija od kilku lat Kasia, odkrywa przed nami tajemnice symboli. Są one istotną częścią naszej równowagi energetycznej tak bardzo zaburzonej we współczesnym świecie.​

 

Kasia Dorota – o odkrywaniu swojego głosu.

 

Skąd Kasiu zainteresowanie słowiańskim folklorem i kto wprowadził cię w ten świat?

Zaczęło się od wyjazdu na letnią szkołę muzyki tradycyjnej, która była organizowana przez Fundację „Muzyka Kresów” z Lublina. Zainteresował mnie ich muzyką mój przyjaciel, obecnie grający w zespole Tęgie Chłopy. Pierwszy raz pojechałam tam na warsztaty śpiewu tradycyjnego z moją nauczycielką Ewą Grochowską. W maleńkiej wiosce nad brzegiem Bugu, w towarzystwie łąk i starych drewnianych chat, śpiewaliśmy pieśni weselne. Poczułam, że jest to coś naprawdę wyjątkowego i coś, czym chcę się dzielić z innymi. W tym czasie w Krakowie właściwie nie było za bardzo z kim praktykować. Nie było ogólnodostępnych warsztatów, więc zaczęłam sama je organizować.

Oprócz tego od wielu lat interesowałam się różnymi technikami rzemieślniczymi i plastycznymi, które były pomocne w tworzeniu, tradycyjnymi metodami, przedmiotów na własny użytek (tkanie ubrań, wyplatanie koszy i tworzenie makram). Pomału wszystko zaczęło nabierać rozpędu, jakieś jedenaście lat temu.

Kiedy i w jaki sposób zaczęłaś odkrywać, jak wielki ładunek energetyczny może nieść ze sobą lalka mocy?

W 2010 roku pojechałam pierwszy raz na Białoruś. Zebrała się tam spora grupa osób. Z jednej strony byliśmy my, Polacy, z naszymi tradycyjnymi pieśniami, tańcami i wzorami haftów, a z drugiej – nasi gospodarze pokazali nam właśnie tradycyjne lalki – motanki oraz pająki, czyli konstrukcje ze słomy, dawniej wieszane u sufitu. To właśnie na tamtych warsztatach poczułam całkowitą fascynacje techniką i historią motania. Stwierdziłam, że muszę w jakiś sposób sprawić, aby poszło to dalej w świat.

 

tworzenie motanek

Czy możesz nam przybliżyć temat owych motanek?

Generalnie rzecz biorąc, te, które ja powołuję, są tworzone na bazie przekazu z Białorusi, który istnieje również do dzisiaj na Ukrainie. Ale lalki magiczne jako takie istnieją w wielu kulturach tradycyjnych na świecie.

Motanki i w ogóle lalki, najczęściej były wykorzystywana do celów obrzędowych i rytualnych, a nie do zabawy. Te, które znamy w dzisiejszym wydaniu, czyli zabawki dla dzieci, są z nami od jakiś osiemdziesięciu, może stu lat. Wcześniej lalki były wykorzystywane jako manifestacja pragnień, marzeń i wierzeń dorosłych.

Od mniej więcej roku zaczynam również powoływać Lalki Totemiczne, które wykraczają poza kanon znanych, siedmiu podstawowych lalek mocy. Zaczęły się pojawiać takie, które łączą nas z naszą wewnętrzną mocą, kontaktują nas z  przemijaniem lub przybywają by wesprzeć nas na naszej osobistej ścieżce.  Myślę, że jest to przepiękna podłączenie się pod tworzenie tradycji – nie tylko odtwarzanie tego co było ale również jej kontynuacja. Osobiście uważam, że dzięki temu, że zaczynamy tworzyć a nie tylko odtwarzać, dawna kultura ma szanse na przetrwanie.

W jaki sposób wybrać dla siebie odpowiednią lalkę?

Przede wszystkim fajnie się zapytać siebie, czy w tym momencie jej potrzebuję. Te tradycyjne, białoruskie mają konkretne moce, które nas kierują w rozmaite dziedziny życia.

Mamy na przykład Żadanice – strażniczkę marzeń, która kontaktuje nas z  pragnieniami i tym, w jakim kierunku chcemy skupić naszą energię. Pomaga naprowadzać nas na nasze cele.

 

Żadanica pochodzi od białoruskiego słowa [жаданне] ( Żadanie) czyli  życzenie i jest lalką „do zadań specjalnych”.

 

Podróżka jest lalką, którą zabieramy w podróż. To nie koniecznie musi być podróż fizyczna, w sensie wycieczki czy wyjazdu. Może to być podróż do wyczekiwanej zmiany jakości w naszym życiu, którą chcemy osiągnąć. Wędrując, bardzo często stoimy na rozdrożu dróg. Dzięki jej mocy, uruchamiającej naszą intuicję, podejmujemy decyzję o wyborze właściwego kierunku. Odpowiedzi jest wiele, ale dajmy sobie przestrzeń na wsłuchanie się w siebie samych i obranie najlepszej drogi. Podróżka może nam towarzyszyć w jakiejś konkretnej historii w życiu, np. podróży do wymarzonego miejsca na ziemi albo do nawiązania nowego związku partnerskiego. Podróżka w przeciwieństwie do Żadanicy nie jest zorientowana na cel, ale na jakość tej drogi.

 

Ziarnuszka – pękata lalka, która jest pełna ziaren i spełnia rolę ochronną dla naszego domu. Stawiamy ją w jego centrum, aby mogła obserwować wszystko dokoła i móc się tym domem opiekować.

 

Karmicielki – laleczki z wielkimi biustami, które przynoszą nam obfitość, jeśli jej brakuje.

 

Otulaczki – wyglądają jak dzieci. Ubrane w buciki, często wieszane nad wózkami lub kołyskami. Odpędzają złe duchy i chronią nowo narodzone dzieci.

 

Nierozłączki – lalka podwójna, symbolizująca dwoje ludzi. Ale to, że chcą być ze sobą i tworzyć wspólną jakość, jest czymś więcej niż połączenie po prostu przypadkowych osób. Razem są w stanie zwiększyć swój potencjał twórczy i życiowy na wielu poziomach. Lalki te są złączone gałązką, a to przypomina, że połączenie jest bardzo delikatne i trzeba o nie dbać. Łatwo złamać tę relację, ale później bardzo trudno ją naprawić.

 

Jedną z moich ulubionych jest Lalka Przejścia – Przewodniczka Transformacji. Ta wyjątkowa dwustronna motanka, opowiada nam o momencie przejścia z jednego etapu, w drugi. Może to być pierwsza miesiączka, ślub, urodzenie dziecka, menopauza lub rzucenie wszystkiego i wyjechanie na drugi koniec świata. Generalnie  Lalka Przejścia dedykowana jest takiemu momentowi w życiu, który dzieli naszą historię na przeszłość i przyszłość. Bardzo wyraźnym momentem jest tutaj tzw. obrzęd przejścia, kiedy jedna strona lalki symbolizuje to, co odchodzi, a druga to, co przychodzi. Nie można zobaczyć jednocześnie dwóch stron naraz, bo są połączone w taki sposób, że jedna chowa się w spódnicę drugiej. Lalka ta bardzo fajnie opowiada o tym, że rzeczy, które odchodzą w świat, żegnamy, nie odcinamy. Mamy do nich w każdej chwili, ale nie na co dzień.

Jak wybrać dla siebie odpowiednią lalkę? Najlepiej zastanowić się, czego oczekujemy. Można o niej jeszcze raz poczytać, zajrzeć na moją stronę, gdzie w niedługim czasie przygotuje formularz z pytaniami, który ułatwi to zadanie.

Jeśli chodzi o lalki totemiczne, to dopiero zaczęły się pojawiać. Najczęściej w snach osób, które do mnie się zgłaszają, albo z jakiejś potrzeby połączenia zwierzęcia mocy z lalką i dodanie sobie poprzez to siły. Kilka z nich to: Czarna perła – przewodniczka transformacji; Nietoperzynka – pomagająca słuchać i słyszeć więcej; Korzonka – kontaktująca się z korzeniami, przeszłością, przodkami. Jest też Tańczący Minotaur – wzór męskości, pokojowo nastawiony do świata.

Obcowanie z naturą i odkrywanie na nowo kultury naszych przodków jest dla nas bardzo ważne. Czy masz na tyle wewnętrzne poczucie misji, żeby zaprezentować szerszej publiczności historię dawnego rzemiosła i wskrzesić jego piękno na nowo?

Na pewno tak. Uważam, że jeżeli chodzi o motanki, pająki ze słomy czy obrzędy weselne, którymi też się zajmuję, wszystkie są częścią pięknej tradycji. Jest ona  bardzo ważna, ponieważ dzięki niej kontaktujemy się z naturalnym cyklem przyrody, której jesteśmy częścią. Rozbudzamy intuicję, która jest niebywale potrzebna szczególnie w obecnych czasach, kiedy cierpimy na nadmiar informacji, a odnalezienie pośród nich czegoś, co nam służy, jest bardzo ważne. Dlatego promuję, opowiadam i organizuję spotkania od przeszło dziesięciu lat i mam wrażenie, że to się nigdy nie zmieni. Każdy ma swoją przestrzeń, którą bada w życiu. Moją jest misja, aby zachęcać ludzi do kontaktu z samymi sobą, ze swoją intuicją. Mogę dać innym na tyle wsparcia i motywacji, żeby sięgnęli po tworzenie własnej duchowości. W tym drzemią ogromna siła i moc.

Jednym z twoich projektów są Przymiarki Weselne. Obrzęd dotyczący oczepin, które kiedyś były integralną częścią zaślubin, obecnie coraz rzadziej spotykaną. Co według ciebie niesie ze sobą ta chwila i dlaczego warto kultywować stare tradycje?

Ten temat, podobnie jak lalki, jest niczym rzeka. Dlatego w wielkim skrócie opowiem o momencie przejścia, jakim są wesela i zaślubiny. Są one rytuałem, który był kiedyś jednym z najważniejszych w życiu. Dawniej, tradycyjnie ludzie koncentrowali się wokół trzech obrzędów: przejścia, czyli narodzin, zaślubin i śmierci. Obecnie mamy ich troszeczkę więcej, związane jest to ze stylem życia. Wracając do zaślubin, jest to taki moment zmiany, któremu potrzebna jest uwaga. Jeżeli jej nie damy, nie stworzymy przestrzeni, nie zrobimy z tego naprawdę ważnego wydarzenia, to będziemy mieć poczucie niespełnienia. Ponieważ zmiany przychodzą bardzo szybko i niezauważalnie. W momencie, kiedy nie mielibyśmy tych rytuałów, związanych z przesileniem czy równonocą, życie byłoby jednostajnie płynącą całością. Obrzędy przejścia zatrzymują nas na chwilę. Oczepiny są, moim zdaniem, jednym z najważniejszych momentów, w których możemy się skontaktować z sacrum. Tworząc moje projekty, zdaje sobie sprawę, że ta wyjątkowość jest zapisana w naszej kulturze. Mam jeszcze jeden projekt kontynuacji Przymiarek Weselnych, który nazywa się Próba Generalna. Jest to sprawdzian, czy wszystkie nasze przemyślenia i rzeczy, które powstały w ramach Przymiarek, mają sens i pomogą przejść pannie młodej i panu młodemu w świat żony i męża. Właśnie przygotowujemy ten obrzęd, który będzie miał miejsce w październiku 2021 w Krakowie.

Na przestrzeni lat, można zaobserwować coraz więcej osób tęskniących za bliskością natury, których przyciąga energia takich miejsc. Dla ciebie ważnym aspektem jest praca z ciałem i głosem, które w otoczeniu przyrody pomagają zachować równowagę w organizmie. Co jest największą przeszkodą w osiągnięciu tego celu?

Powiedziałabym, że poczucie, które w psychologii nazywa się missing out. Strach przed brakiem możliwości podłączenia do mediów i bieżącego przepływu informacji. Przez to wydaje nam się, że coś ważnego nas omija i nie mamy odwagi się odłączyć się na długo od komputera czy telefonu. A to właśnie odłączając się od bycia ciągle w kontakcie z mediami daje możliwość połączenia się z czuciem siebie i usłyszeniem głosu własnej intuicji. Bo kiedy tracimy kontakt z własnym ciałem, z jego potrzebami i nie słyszymy tego jak  ono do nas mówi, pojawiają się choroby. Ciało nie ma innej możliwości komunikacji jak za pomocą bólu, choroby czy złego samopoczucia. Ciało nie wyśle nam maila. Jak się pojawia choroba i następuje proces zdrowienia to często wtedy następuje ważna zmiana w naszym życiu.

Ale pytanie jest takie: czy musimy czekać aż ciało zacznie do nas krzyczeć?  Dlatego tak istotna dla mnie jest praca z głosem i ciałem gdyż możemy wcześniej nawiązać z nim kontakt.  Często porównuję pracę z głosem do pracy z instrumentem. To, co porusza struny i powoduje, że dźwięk wychodzi z ciała to powietrze i oddech. Nie da się pracować z ciałem bez głosu, ale równocześnie nie da się pracować z naturalnym, nie modulowanym głosem bez pracy ciała. Więc jedno z drugim idzie w parze, o czym przekonałam się, pracując i asystując przy warsztatach prowadzonych metodą Alexandra Lowen’a.

Czy dzielisz swoje życie z jakimiś zwierzętami? Jeżeli tak, to powiedz nam o nich coś więcej. Jaki wpływ ma na ciebie ich bliskość?

Obecnie mieszka z nami kotka Pussy, która była odratowana interwencji miejskiej. Wcześniej trafiła do rodziny, która kompletnie nie umiała się nią zająć, dlatego stamtąd uciekła. Jesteśmy razem od pół roku i wciąż uczymy się siebie. Myślę o wzięciu drugiego kotka. Wcześniej musimy jednak porozmawiać z behawiorystą, czy nasza kotka jest na to gotowa. Bliskość zwierzęcia i jego wpływ na mnie jest niesamowity. Kontakt z pierwotnym stworzeniem, mającym swój charakter i instynkt łowczy, jest niezwykły i bardzo mi odpowiada.

Dziękujemy za zaufanie i możliwość podzielenia się z nami Twoją twórczością i przemyśleniami.

 

tworzenie motanek
tworzenie motanek
Szczenię w domu? Jak najlepiej się przygotować?

Szczenię w domu? Jak najlepiej się przygotować?

Szczeniaki niezależnie od rasy, koloru sierści czy wielkości zawsze wzbudzają dużo emocji. Nieporadne jeszcze maluchy wyglądają zabawnie i uroczo, ale początki wspólnej przygody, choć radosne, czasami bywają niełatwe. Opieka nad szczeniaczkiem wymaga czasu, cierpliwości i zaangażowania.

 

Zanim pojawi się szczeniak

Czas poprzedzający pojawienie się pupila w naszym domu warto przeznaczyć na przygotowania.  Zmiana domu, to dla psa stres i niepewność. Jeśli oczekujesz na psa z hodowli, zakładam, że świadomie wybrałaś/eś rasę i zdobyłaś/eś informacje o potrzebach z tym związanych. Jeśli zamierzasz adoptować szczeniaka w typie rasy również warto poczytać na jej temat i porozmawiać z osobami, które mają takie psy.  Co możemy zrobić, aby nasz dom był bezpieczny, a my dobrze przygotowani? Oto kilka propozycji:

  1. Zabezpiecz kable elektryczne, listwy zasilające i wszystkie przedmioty, które mogą być niebezpieczne.
  2. Przygotuj psu posłanie, które ustawisz w spokojnym miejscu. Unikaj ciągów komunikacyjnych, miejsc gdzie jest przeciąg i dużo się dzieje.
  3. Jeśli kupujesz psa z hodowli porozmawiaj o tym, co otrzymasz w wyprawce, a co należy kupić. Jeśli adoptujesz szczeniaka warto zapytać czy pies dostanie jakieś swoje rzeczy, np. miskę czy obrożę. Nie ma sensu dublować przedmiotów, z których pies i tak szybko wyrośnie. Sporządź listę rzeczy niezbędnych na początek, np.  obroża, smycz, miska na wodę i jedzenie, woreczki na odchody, karma, klatka kenelowa czy legowisko.
  4. Zapytaj jak pies jest żywiony, aby w twoim domu dostał dokładnie to, co jadł do tej pory. Na ewentualną zmianę karmy lub żywienia przyjdzie czas jak szczenię się zaaklimatyzuje.
  5. Zorientuj się gdzie w twojej okolicy są lecznice weterynaryjne, popytaj znajomych gdzie leczą swoje psy i zapisz numery kontaktowe.
  6. Poszukaj w swojej okolicy ośrodków szkolenia psów, które pracują metodami pozytywnymi. Zwłaszcza jeśli to twój pierwszy pies! Dużo łatwiej jest uczyć nowych umiejętności niż odpracowywać zachowania niepożądane.
  7. Ustal z innymi domownikami jasne zasady, których wszyscy będziecie przestrzegać. Jeśli jedna osoba na coś pozwala, a druga zabrania pies nie ma jasnych komunikatów i nie rozumie czego oczekujemy. Dodatkowo może to powodować niepotrzebne konflikty i nieporozumienia międzyludzkie.
  8. Kup buty, które jesteś w stanie szybko założyć. To nie żart! Aby nauczyć psa czystości i załatwiania potrzeb na zewnątrz, trzeba działać szybko! 😉
  9. Poczytaj mądre książki!* Dzięki nim będzie Ci dużo łatwiej zrozumieć zachowania psa i szybciej się dogadacie!
  10. Jeśli masz dzieci przygotuj je na pojawienie się psa. Wytłumacz, że małe szczeniaczki, choć wyglądają bardzo uroczo, nie są maskotkami i trzeba być wobec nich bardzo ostrożnym. Ustalcie zasady, możecie je zapisać i przypominać sobie kiedy piesek będzie już z wami.

 

Pierwsze dni w nowym domu

Pozwól psu spokojnie poznać otoczenie, nie zarzucaj go nowymi bodźcami i nie oferuj zbyt dużo aktywności. Bądź cierpliwa/y i wyrozumiała/y, to przecież psie dziecko. Pokazuj mu świat. Zapoznaj z nowymi ludźmi, ale przyjmij zasadę mniej znaczy więcej – lepiej żeby pies miał niedosyt niż był przestymulowany. Aktywności powinny być krótkie i niewymuszone. Znacznie lepiej, aby piesek poznał mniej nowych miejsc, ale miał dobre skojarzenia niż dużo i zapamiętał je jako stresujące i niekomfortowe. Jeśli masz dzieci nadzoruj kontakt z psem. Niech obie strony interakcji czują twoje wsparcie. Szczeniaki potrafią mocno podgryzać, co dla dzieci może być dużym problemem. Młode psy, szczególnie dużych ras, potrafią w zabawie przewrócić małe dzieci i nieświadomie mogą wyrządzić im krzywdę. Z kolei nasze pociechy często mają dobre intencje, ale mogą źle odczytać zachowanie psa i zrazić go do siebie w pierwszym kontakcie.

Jeśli w domu są inne zwierzęta zadbaj o ich dobre samopoczucie. Masz już jednego psa i spodziewasz się szczeniaka? Dobrym pomysłem jest zapoznanie psów w neutralnym, spokojnym miejscu. Warto też zachować dotychczasowe rytuały. Nie zmuszaj psów do interakcji, pozwól im zadecydować czy w danym momencie są na to gotowe. Każda relacja musi mieć czas żeby mogła nawiązać się nić porozumienia.

 

szczenię w domu

Kochaj i bądź konsekwentny

­Ani przesadna surowość ani nadmierna pobłażliwość nie będą dobre. Jak we wszystkim, tak i w wychowaniu psa, potrzebny jest zdrowy rozsądek, empatia i cierpliwość. Każdy szczeniak jest inny – to co jednemu przychodzi z łatwością, innemu może sprawić trudność. Dochodzą do tego zachowania charakterystyczne dla danej rasy, geny, indywidualne predyspozycje, temperament i charakter. Jedno jest pewne – kiedy w waszym domu pojawi się pies nic już nie będzie takie samo…

szczenię w domu

*Turid  Rugaas, Sygnały uspokajające. Jak psy unikają konfliktów, wydawnictwo Galaktyka 2016

Aleksandra Horowitz, Oczami psa, Co psy wiedzą, myślą i czują, Wydawnictwo Czarna Owca 2016

Aleksandra Horowitz, Nosem psa. Wycieczka do fascynującego świata zapachów, Wydawnictwo Czarna Owca 2017

Aleksandra Horowitz, Psy i my, Czarna owca 2021

Patricia McConell, Drugi koniec smyczy, Wydawnictwo Galaktyka 2014

John Bradshaw, Zrozumieć psa. Jak być jego lepszym przyjacielem, Wydawnictwo Czarna owca 2018

Stanley Coren, Tajemnice psiego umysłu, Wydawnictwo Galaktyka 2014

Ewa Jarczak – w poszukiwaniu piękna z natury

Ewa Jarczak – w poszukiwaniu piękna z natury

Zagłębiając się w historie naszej bohaterki, warto podkreślić jak bliska jej duszy jest twórczość – czerpiąca garściami z darów natury.

Barwiarstwo naturalnych tkanin, bo tym między innymi zajmuje się Ewa, odkrywa przed nami tajemnice roślin, pokazując jak kobiety w dawnych czasach mądrze korzystały z darów matki ziemi.

 

Ewa Jarczak – w poszukiwaniu piękna z natury

 

Skąd Ewa zainteresowanie właśnie tym rzemiosłem i chęć zgłębiania techniki barwienia tkanin przy pomocy roślin?

Swoją przygodę z barwieniem tkanin zaczęłam ponad pięć lat temu, kiedy tworzyłam serię naturalnych lalek inspirowanych postaciami z kaszubskiej mitologii. Lalki posiadały „duszę”, czyli swoje wnętrze uformowane z siana, natomiast ich zewnętrza część, była stworzona z tkanin barwionych roślinami. Wiedziałam, że użycie tak organicznego surowca, jakim jest siano, nieco wymusza na mnie uzyskanie, koloru tkaniny w sposób zgodny z naturą. Wtedy też, po wielu eksperymentach barwierskich powstał mój pierwszy próbnik tkanin barwionych naturalnie.

Kto wprowadził Cię w ten świat i czy od razu z fascynacją zaczęłaś odkrywać, co może zdziałać prosta roślina?

W trakcie procesu twórczego mojego dyplomu magisterskiego doszłam do momentu, w którym miałam potrzebę uzyskania koloru. Zgodnie z ideą sztuki ludowej, to właśnie potrzeba najsilniej motywuje do tworzenia. Z ciekawością weszłam w ten świat i postanowiłam kontynuować moje roślinne eksperymenty. Miałam, także niebywałe szczęście mieć wspaniałą Panią Promotor, która stawiała mi wiele pytań, zachęcających mnie do ciągłych poszukiwań w temacie naturalnych surowców.

 

Która z barw jest Twoją ulubioną? Czy jest jakaś roślina, której barwiarski potencjał do dzisiaj Cie zaskakuje?

Nie mam ulubionej barwy, choć zgodnie z wierzeniami Słowian wierzę w moc czerwieni, która sprawowała funkcję ochronną przed złymi mocami. Stąd rośliną, nieustannie mnie zaskakującą jest Marzanna Barwierska, której kłącze pozwala na uzyskanie czerwonego barwnika.

Obcowanie z naturą i jej konserwacja, jest dla nas bardzo ważna. Czy masz takie wewnętrzne poczucie misji, żeby zaprezentować szerszej publiczności, jak można w poszanowaniu przyrody, tworzyć coś wyjątkowego i zarazem przydatnego?

Od dziecka byłam zakręcona na punkcie ekologii. Zaczęłam tworzyć własną markę, również z potrzeby pokazania ludziom, że nie możemy odcinać się od swoich korzeni i jesteśmy nierozerwalnie z naturą złączeni. Cieszę się z możliwości pokazania ludziom, że są alternatywy, i aby cokolwiek zmienić musimy zacząć od własnego podwórka, i własnych codziennych wyborów. Jeśli kupuję len, szukam polskiego, jeśli zamawiam tkaniny z nadrukiem lub sama drukuję stosuję ekologiczne metody druku, z papierowych ścinków robię papier czerpany i staram się, by odpadów w mojej pracowni było jak najmniej. Choć nie zawsze jest prosto i czasem coś powstaje przez to dłużej, daje mi to pewność tworzenia w zgodzie z naturą i samą sobą.

Większość z nas zmuszona jest funkcjonować w świecie, który przepełniony jest wszechobecnym konsumpcjonizmem, pogonią za lepszym jutrem. Masz może jakieś swoje miejsce na ziemi, gdzie możesz się wyciszyć i tworzyć w spokoju? Miejsce, w którym odpoczniesz od codzienności i poczujesz się blisko związana z naturą, jak nasi przodkowie wiele wieków temu?

Moja pracownia znajduje się w ponad studwudziestoletnim domu, w bliskim sąsiedztwie lasu. Mam również ekologiczny ogród, w którym częstym gościem są jeże i łasica. W nocy pod domem przechadza się lis, słychać mlaskanie dzików jedzących żołędzie i sowę. Sarny czują się tu tak bezpiecznie, że często można je spotkać na drodze nawet w dzień. Tworzenie w takim miejscu to mój styl życia, inspiracja czai się tu na mnie za każdym rogiem. Innym moim miejscem mocy jest mój ukochany las z wrzosowiskami w pobliżu mojego rodzinnego domu na Pomorzu.

Dzielisz swoje życie z kilkoma wyjątkowymi zwierzakami. Czy możesz powiedzieć nam o nich coś więcej? Jaki wpływ ma na Ciebie ich bliskość?

Ponad cztery lata temu adoptowałam dużego i trudnego psa. Wybrałam go bo miał stosunkowo małe szanse na dom. Baltazar to pies po przejściach, potrzebował dużo systematyczności i konsekwencji, by mieć poczucie bezpieczeństwa. Kiedy już się otworzył, okazało się, że bez problemu zniesie podróż z nad morza w góry, chodzić po lesie może godzinami, ale jest nieuleczalnym recydywistą w kradzieżach jedzenia. Po pierwszych latach pełnych wspólnych przygód usłyszeliśmy wyrok: zaawansowana spondyloza, którą mój pies, jako typ alfa, długo starał się ukrywać. Dziś jestem jedną osobą, której ufa na tyle, by pozwolić sobie pomóc i gdyby nie on, nigdy nie dowiedziałabym się, że mam tyle siły, by podnosić codziennie jego wielkie włochate cielsko. Przyjaciółką Baltazara jest Zuzia, młoda kotka, która uwielbia spać na psim posłaniu. Zuzia jest oswojoną przeze mnie znajdą, która jak się okazało w pakiecie miała jeszcze dwa kocięta. Choć początki jej macierzyństwa były trudne, nie rozumiała co się dzieje i potrzebna była moja interwencja w zbudowaniu jej przywiązania do maluchów, ostatecznie zaczęła karmić kocięta i dziś są już całkiem sporych rozmiarów.

Czy masz jakiś wymarzony projekt nad którym chciałybyście pracować lub stać się jego częścią?

Na pewno będę dążyć do rozwinięcia tematu przytulanek z naturalnym wypełnieniem, inspirowanych mitologią kaszubską i słowiańską. Jeśli chodzi o marzenia, to jest to projekt nadruku na tkaninie grafiki mojego autorstwa.

Na koniec, czy jest coś co potrafi sprawić, że czujesz wolność i moc twórczą, która pozwala Ci być sobą każdego dnia? Co daje Ci siłę na spełnianie marzeń?

Poczucie wolności daje mi świadomość, że jestem częścią świata, który jest nieskończony. Jestem tu i teraz, mogę dotknąć roślin, poczuć ich zapach i sprawić, by ich część mogła przetrwać naturalne przemijanie. Siłę daje mi połączenie się z naturą i nieustanna potrzeba poszukiwania i rozwoju.

Dziękujemy za zaufanie i możliwość podzielenia się z nami Twoją twórczością i przemyśleniami.

 

Szelki – porady i inspiracje

Szelki – porady i inspiracje

Wspólne spędzanie czasu z psem, spacery, wycieczki, wyprawy… Te małe i te duże, krótkie i długie wymagają odpowiednich akcesoriów. Aby był to czas przyjemny dla obu stron i bezpieczny musimy dobrać odpowiednie modele do rodzaju aktywności. Jakie szelki wybrać? Na co zwrócić uwagę? Jak dobrać rozmiar szelek? Jaki typ szelek będzie odpowiedni dla mojego psa? Na te wszystkie pytania odpowiedź nie jest jednoznaczna.

Na potrzeby tego artykułu możemy podzielić szelki na spacerowe przeznaczone do codziennego użytku i szelki do zadań specjalnych. Ta druga grupa, to specjalistyczne uprzęże, szelki sportowe, taktyczne czy wysokościowe przeznaczone do wykonywania konkretnej pracy lub do uprawiania sportu. Skupimy się na pierwszej grupie. Warto pamiętać, że klatka piersiowa psa rozwija się nawet do 4 roku życia (w zależności od rasy). Jeśli źle dobierzemy szelki będzie to miało swoje konsekwencje w budowie naszego pupila, a nawet może spowodować powstanie wad anatomicznych. Weźmy pod lupę najpopularniejsze rodzaje szelek spacerowych.

Szelki step – in

Pod względem budowy i anatomii psa nie są to najlepiej skonstruowane szelki. Ich wadą jest to, że blokują ruch przednich łap i uciskają mostek. Nie są polecane dla młodych, rosnących osobników, ponieważ mogą wpływać na nieprawidłowe ukształtowanie klatki piersiowej. Zaletą szelek jest to, że bardzo łatwo i szybko się je zakłada. Mogą być użyteczne dla psów, które obawiają się przekładać głowę przez obręcz w szelkach typu guard  (choć ten argument nie jest do końca dobry, bo można znaleźć guardy z odpinaną przednią obręczą). Nie nadają się dla psów mających tendencje ucieczkowe i lękliwych – bardzo łatwo się z nich wysmyknąć.

Szelki typu guard

To najbardziej optymalny typ szelek, który pozwala psu na swobodny ruch i będzie odpowiedni nawet na wielogodzinną wyprawę. Warunek jest jeden – prawidłowo dobrany rozmiar. W przypadku tego typu szelek zazwyczaj podane są następujące wymiary: obwód karku, obwód klatki piersiowej, długość paska na plecach oraz długość paska mostkowego. Ten model posiada zazwyczaj trzystopniową regulację dzięki, której łatwo jest dopasować je do konkretnego osobnika. Pamiętajmy, aby pasek na plecach nie był zbyt krótki, ponieważ wtedy szelki będą ocierały pachy. Ważne jest również, aby klamra na obręczy barkowej nie uderzała psa w łokcie podczas poruszania się. Dosyć istotną sprawą jest dobór materiału, z którego są uszyte. Możemy sprawić psu bardziej zabudowany model, z miękkim przodem lub lekkie szelki skonstruowane z taśmy. Co wybrać? Wszystko zależy od preferencji. Wybierając szelki zabudowane zwróćcie uwagę, aby materiał był szybkoschnący i przewiewny – bardzo ułatwi to ich użytkowanie i nie odparzy skóry czworonoga. Niektóre psy nie lubią szelek zbyt mocno zabudowanych, wolą lekkie szelki taśmowe. Jeśli mamy psa długowłosego masywne szelki i do tego uszyte z nieodpowiednich materiałów mogą filcować sierść i wtedy lepszym wyborem będą te wyprodukowane z taśmy.

Szelki norweskie

Ten model szelek, choć bardzo popularny, nie jest polecany przez specjalistów zajmujących się zdrowiem i dobrostanem psa. Dlaczego? Główny zarzut dotyczy konstrukcji paska przedniego, który może blokować zakres ruchu przednich łap. Psy nie mają obręczy barkowej, a łopatka jest przytwierdzona do klatki piersiowej za pomocą mięśni i więzozrostu – dzięki temu mają bardzo dużą ruchomość kończyn przednich. Niestety wszystko to sprawia, że te okolice narażone są na urazy, zwłaszcza związane z przeciążeniem, więc szelki norweskie mogą się również do nich przyczynić. Czy to oznacza, że wcale nie należy ich używać? Nie! To oznacza, że pies w tych szelkach nie powinien ciągnąć, ponieważ może to powodować późniejsze problemy z układem ruchu. Zaletą tych szelek jest łatwość i szybkość ich zakładania, więc mogą sprawdzić się kiedy chcemy wyjść na szybki spacerek i pies nie ciągnie na smyczy. Nie nadają się natomiast na wycieczkę, dogtreking, do tropienia czy sportu.

Szelki easy walk

To odmiana szelek z zapięciem z przodu, których zadaniem jest oduczyć psa ciągnięcia na smyczy. Z założenia mają wspomagać naukę spacerowania na luźnej smyczy, więc nie powinny być szelkami rekreacyjnymi, a treningowymi. Nie są to szelki wygodne, ponieważ ich rolą jest wywołać dyskomfort, aby czworonóg szedł spokojnie. Ich konstrukcja sprawia, że podczas napięcia smyczy szelki zaciskają się i obracają psa w stronę właściciela. Czy takie szelki są bezpieczne? Wszystko zależy od tego do jakich celów ich użyjemy i w jaki sposób będziemy pracować z psem. Bywają pomocne przy dużych silnych i pobudliwych psach, których właściciele nie są w stanie ich utrzymać. Mogą pomóc opanować psa w trudnej sytuacji, ale nie powinny zastępować odpowiedniego treningu, najlepiej pod okiem doświadczonego trenera pracującego metodami pozytywnymi. Szarpanie psa na szelkach easy walk może skończyć się urazem. Szelki blokują ruch, ściskają barki i stawiają opór na klatkę piersiową. Powinny być używane z obrożą i służyć tylko do ewentualnego korygowania zachowania psa. Zanim sięgniemy po easy walk warto popracować z psem i zastanowić się jaka jest przyczyna ciągnięcia – może się okazać, że ich użycie nie będzie potrzebne!

Nie ma szelek idealnych dla wszystkich psów, ale za to ich wybór może przyprawić o zawrót głowy! My polecamy zapoznanie się z bogatą ofertą wzorów szelek <link> Freddy&Wolf®, których design inspirowany jest naturą i nawiązuję do kultury naszych przodków. Zaletą oferowanych przez nas szelek jest łatwość w doborze rozmiaru, możliwość dopasowania i wygoda użytkowania. Guardy <link> będą odpowiednie zarówno dla psów gładkowłosych (miękkie taśmy nie obcierają wrażliwej skóry czworonoga) jak również psiaków z długą sierścią (nie filcują i nie kosmacą szaty). Bogata kolorystyka i unikalne wzornictwo sprawiają, że każdy znajdzie coś dla siebie!

Z pasji do tkania – rozmowa ze Stanisławą Gluzą

Z pasji do tkania – rozmowa ze Stanisławą Gluzą

Zagłębiając się w historie naszej bohaterki, warto podkreślić, jak bliska jej duszy jest twórczość, czerpiąca inspirację z kultury naszych przodków. Stanisława zajmuje się ręcznym tkaniem słowiańskich pasów, zwanych również krajkami. Odkrywa ona przed nami tajemnice tej niezwykle pracochłonnej i wymagającej precyzji sztuki. Kobiety ozdabiały nie tylko damskie, ale również męskie stroje, pięknymi kolorowymi pasami, które barwiły naturalnie, korzystając z darów matki ziemi.

 

Z pasji do tkania – rozmowa ze Stanisławą Gluzą

 

Skąd, Stasiu, zainteresowanie właśnie tym rzemiosłem i chęć zgłębiania techniki tkania?

Tkactwo tabliczkowe jest dla mnie idealnym połączeniem trzech pozornie niezależnych elementów, które, przeplatając się w różnych proporcjach, dają mi niesamowitą frajdę. Po pierwsze, tkactwo rozbudza zainteresowania szeroko pojętą historią i archeologią, uzupełniania wiedzę o nowe źródła i odkrywanie fascynujących drobiazgów składających się na życie i pracę ludzi z dawnych epok. Po drugie, jest to rzemiosło polegające na tworzeniu z prostego półproduktu czegoś konkretnego, rzeczy pięknej i użytecznej. A doskonalenie znanych technik i poznawanie nowych to przygoda. Wreszcie po trzecie, tkactwo ma w sobie element artystyczny, uwalnia fantazję i ekspresję, pozwala eksperymentować z materiałami i kolorami, zaspokaja naturalną potrzebę tworzenia i używania czegoś pięknego.

Kto wprowadził cię w ten świat i jakimi metodami wykonujesz krajki?

Mgliste opowieści o istnieniu grup rekonstruktorów historycznych i archeologii eksperymentalnej przynieśli prawie dwadzieścia lat temu znajomi. „Wybierz się z nami na Wolin, sama zobaczysz”, definitywnie ukierunkowało ścieżkę mojego rozwoju. Jestem samoukiem, choć pierwsze prace tworzyłam, podpatrując bardziej doświadczone koleżanki i zbierając (początkowo śladowe) wskazówki dotyczące techniki tkania z internetu. Obecnie skupiam się na tkaniu na tabliczkach czterodziurkowych (dają możliwość tworzenia zaawansowanych wzorów) i co jakiś czas dorzucam do oferty taśmy tkane na bardku tkackim (wyłącznie w splocie płóciennym, bez zaawansowanych technik np. wybierania wzoru).

Czy możesz nam przybliżyć temat tkanych pasów. Czym się inspirujesz przy wyborze danego wzoru?

Jak sama nazwa podpowiada krajka była początkowo krajem, brzegiem tkaniny tkanej na domowym krośnie: z prawej i lewej strony tkanego materiału wiązano pęczki osnowy z tabliczkami i tak całość tkano równocześnie, łącząc jednym wątkiem. Dzięki temu brzegi tkaniny były równe i wytrzymałe. W czasach, kiedy niemal każdy przedmiot należało wykonać samodzielnie, trwałość miała znaczenie kluczowe, stąd zapewne pomysł, by brzegowe paski-krajki tkać oddzielnie i doszywać do odzieży, wymieniając je, kiedy się zużyją.

Krajki prócz walorów praktycznych miały wartość estetyczną (podkreślaną bogatym wzornictwem i kolorystyką), społeczną (mogły określać pochodzenie lub status majątkowy posiadacza), symboliczno-magiczną (np. ochronna rola niektórych kolorów), bywały łupem wojennym lub walutą (na co wskazuje ich obecność w znaleziskach wyrobów importowanych). Historycznie potwierdzone jest używanie krajek jako lamówek do obszywania różnych elementów garderoby, opasek na głowę, pasków (również z klamerkami), podwiązek czy taśm obwiązujących odzież. W odtwórstwie historycznym zasadą jest spójność stroju (zarówno datowania, jak i lokalizacji), więc na ogół wykonuję projekty pod konkretne znalezisko – wzór, materiał i przeznaczenie krajki jest więc z góry określone. Czasem zdarza się, że ktoś prosi o motyw z konkretnego regionu i wieku, wtedy zaczynam szperanie w źródłach. Zupełnie inaczej wygląda praca przy krajkach na przykład LARP-owych lub współczesnych paskach – tutaj wzór i kolorystykę wybiera kaprys zamawiającego lub… mój („brakuje w palecie krajki w fioletach”, „a tego wzoru to wieki nie tkałam”).

 

 

Obcowanie z naturą i odkrywanie na nowo kultury naszych przodków jest dla nas bardzo ważne. Czy masz poczucie misji, żeby zaprezentować szerszej publiczności historię dawnego rzemiosła i wskrzesić jej piękno na nowo?

Rozmawiając z wieloma osobami odwiedzającymi festiwale historyczne, mam poczucie, że szkolny sposób uczenia historii (polegający głównie na wykuwaniu dat bitew) po pierwsze zraził większość do odkrywania historii, a po drugie – zrobił z niej miszmasz, w którym „najpierw jaskiniowcy okładali się maczugami, potem rycerze okładali się mieczami, a jeszcze potem była druga wojna”, gdzieś po drodze Krzyżacy i piramidy. I tyle w głowach zostało z całego bogactwa wieków… I dopiero dłuższa rozmowa doprowadza ich do odkrycia, że nasi przodkowie to przecież byli ludzie, którzy zupełnie nie różnili się od nas – z marzeniami, ambicjami, pracowici, odważni i pomysłowi. A umiejętności technicznych, wyobraźni oraz zdolności artystycznych my, z całą naszą rozwiniętą technologią, możemy im nieraz tylko pozazdrościć!

Kiedy rzemieślnik-odtwórca pokazuje replikę i zaczyna opowiadać: „trzy pakiety stali poskładane razem, po siedemset warstw każdy, to skręcane tak, a to inaczej, bez młota elektrycznego, bez hydraulicznej prasy, na węglowej kuźni (…) o tu pani popatrzy: półtora kilometra nici, osiemnaście wzorków na zmianę, czterysta ustawień tabliczek i każde daje tylko milimetr, a pas ma dwa i pół metra, a ta blaszka naprawdę ma pół milimetra, okręcona na jedwabnej nici…”. Nagle otwierają się oczy, pada pytanie: „Ale jak to tak? Tysiąc lat temu? Ręcznie? Bez maszyn?”. I gdzieś pomalutku kiełkuje szacunek dla pracy, umiejętności ludzi, którzy tworzyli arcydzieła – miecz z Sutton Hoo, krajka ze Snartemo, łódź z Gokstad…
Jeśli moja praca zawiera w sobie element misji, to chyba właśnie takiej: w świecie ukształtowanym przez technologiczne ułatwienia budzenie szacunku do talentu, determinacji i pracy ludzi, którzy tych ułatwień nie mieli, a mimo to tworzyli przedmioty budzące podziw trwałością, funkcjonalnością, pięknem. Przypominanie, że to, czym dziś dysponujemy, zawdzięczamy naszym przodkom – wynalazcom, rzemieślnikom i artystom.

Wiem, jak bliskie są ci również liczne festiwale Słowian i wikingów oraz te prezentujące dawne rzemiosło. Na przestrzeni lat można zaobserwować coraz więcej osób tęskniących za bliskością natury, których przyciąga energia takich miejsc. Czy któryś z festiwali szczególnie zapadł ci w pamięć?

Festiwale historyczne i warsztaty edukacyjne to nie tylko wikingowie i Słowianie. W Polsce działa obecnie bardzo wiele grup zajmujących się rekonstrukcją przeróżnych kultur z bardzo wielu epok – i to naprawdę na wysokim poziomie! Poszczególne festiwale historyczne mają swoją specyfikę i niepowtarzalny klimat, a co ważne – na każdym spotkamy fantastycznych ludzi, prawdziwych pasjonatów o ogromnej wiedzy. Póki sama tego nie doświadczyłam, nie wiedziałam, jak ciekawe mogą być opowieści o roślinnych barwnikach, sekretach warzenia piwa czy obrzędach koniecznych do prawidłowego wykonania szamańskiego bębna – można słuchać ich godzinami!
Gdybym naprawdę musiała wybrać, wskazałabym dwa miejsca – Wolin i Cedynię.
Wolin działa na wyobraźnie niejako dwutorowo: z jednej strony, kiedy trafiamy na wzgórza z kurhanami i miejsce po dawnej osadzie, na tablice wskazujące na dawny port i na kamienie runiczne człowiek uświadamia sobie, że ta cała historia rozgrywała się naprawdę i właśnie tutaj. Że Słowianie i wikingowie to nie stwory z komiksu, ale prawdziwi ludzie, którzy tu żyli, łowili ryby, pracowali w warsztatach, walczyli i handlowali. Ślady po ich działalności – ułamki naczyń, narzędzia, monety – zostały w ziemi, pod naszymi stopami. Potem przez ścieżkę wytoczoną w trzcinach człowiek wędruje w stronę pieczołowicie postawionego skansenu, a tam otaczają go setki ludzi w strojach sprzed wieków. Kobiety z koszykami pełnymi kłębków wełny czy dzieci w koszulinach do ziemi. Kowal poprawia świeżo wykute gwoździe. Jacyś muzykanci zaczynają grać, ktoś tańczy, ktoś inny się przyłącza i po chwili wszyscy wokół się bawią. Wielki wojownik w kolczudze, z hełmem pod pachą, targuje się o cenę miecza. Zaczyna się druga część magii: prawdziwy wehikuł czasu. Polecam.
Drugie miejsce leży na krawędzi Pojezierza Myśliborskiego – cudownej krainy urzekającej pięknem przyrody, spokojem i dostojną przeszłością – trudno mi było w to uwierzyć, ale niemal większość okolicznych wiosek, dwa domy na krzyż, ma zabytkowe kościółki. Nie, nawet nie gotyckie. Romańskie, kamienne. Sam festiwal (czerwcowy, z okazji taktycznego zwycięstwa Mieszka I) jest niezwykle kameralny, ale ma klimat oddalonego od reszty świata leśnego obozowiska. Nie wielkie handlowe emporium jak Wolin, ale właśnie mała, leśna osada – jak większość ludzkich siedzib w tamtym czasie. Posadowiona w harmonii z przyrodą, respektująca prawa natury, równocześnie korzystająca z jej skarbów w sposób pomysłowy i efektywny. Pomieszkanie tam przez chwilę bardzo ładuje duchowe akumulatory.

Większość z nas zmuszona jest funkcjonować w świecie, który przepełniony jest wszechobecnym konsumpcjonizmem, pogonią za lepszym jutrem, nie oglądając się chociażby na krzywdę zwierząt. Czy możesz pokrótce opowiedzieć historię twojej wyjątkowej suczki Dafy?

Przyszłość, zbudowana na krzywdzie zwierząt i ogólnie przyrody, nie będzie lepsza. Prawdopodobnie nie będzie jej wcale. Czasem, żeby uniknąć katastrofy w mikroskali, wystarczy nie ścinać drzewa, nie wypalać łąki, na drodze ominąć jeża, wystawić wodę dla ptaków. A decyzje o pojawieniu się zwierzaka w domu podejmować z pełną świadomością jego potrzeb i moralną odpowiedzialnością za jego los. Trzeba być ostatnim sadystycznym draniem, bez sumienia, żeby zwierzę dręczyć, głodzić, zmuszać do rozmnażania się bez opamiętania dla zysku, a ostatecznie pozbyć się – utopić, przykuć do drzewa, może „tylko” wyrzucić z auta daleko od domu. Dafa przetrwała zapewne różne fazy ludzkiego okrucieństwa – na ulicę trafiła z przerażeniem w oczach, szczeniakami w brzuchu i bliznami na całym wychudzonym ciele. Ze schroniska wyciągnęły ją panie z fundacji. Dzięki nim urodziła i odkarmiła w spokoju maluszki, którym panie szybko znalazły odpowiedzialne domy. A Dafa trafiła do mnie. Szybko okazało się, że jest to prawdziwa Psia Dama – niezwykle spokojna i zrównoważona, bardzo inteligentna i pełna psiej radości życia, choć przez jakiś czas traumy z przeszłości dawały o sobie znać – zastygała przerażona na konkretne kombinacje sygnałów (kij/laska, biała płachta, nagły hałas). Po uporaniu się z różnymi zdrowotnymi dolegliwościami zaczęła poznawać szerokie grono znajomych na dwóch i czterech łapach (według niej ludzie są wow, koty są wow, psy – prawie wszystkie – są wow, ptaki są wow, wiewiórki nie są wow!). Obserwowanie Dafy to prawdziwa przyjemność – jak zmienia się wyraz jej pyszczka zależnie od nastroju, jak wręcz widać błysk zrozumienia, kiedy tłumaczy sobie „z ludzkiego na psie”, czego się od niej oczekuje i w jak rozbudowane relacje potrafi wchodzić z innymi psami. Samo psie powitanie to cała ceremonia, i dopiero Dafa mi pokazała, jak bardzo może być ono skomplikowane i wymowne! Nie szczeka, chyba że przez sen. Spać lubi bardzo. Jeść lubi jeszcze bardziej. To jednocześnie zwykły, jak i najniezwyklejszy pies.

Czy masz jakiś wymarzony projekt, nad którym chciałabyś pracować lub stać się jego częścią?

Z całą pewnością chciałabym móc poświęcić więcej czasu na pracę nad krajkami z epoki żelaza – zarówno celtyckimi, jak i fińskimi, dużo późniejszymi. W pracach naukowych, a nawet popularnonaukowych filmach podkreśla się niezwykły kunszt ówczesnych rzemieślników i rzeczywiście „żelazne” krajki są bardzo zaawansowane technicznie i mają przebogate wzornictwo; wełniana przędza, z której zostały utkane, jest najwyższej jakości, a kolory niejednokrotnie zachowały się do dziś!

Dziękujemy, że podzieliłaś się z nami przemyśleniami dotyczącymi twojej twórczości.